piątek, 29 marca 2013

Rozdział 2

                        
On:  
- Bo na seks nie masz co liczyć- dodała, a on poczuł się jakby
ktoś właśnie wymierzył mu policzek.
- Co? Chciałem tylko porozmawiać, masz niesamowity głos,
ogólnie...jesteś niesamowita. Za kogo ty mnie w ogóle
wzięłaś?
- Nie jestem odpowiednią osobą dla Ciebie, nie ta partia,
wracaj do swojego statycznego życia zanim stanie Ci się
krzywda chłopcze. - kolejny policzek.
- Ale...może mógłbym Ci jakoś pomoc. - wyszeptał patrząc
wprost w jej duże, zielone oczy, nie miały w sobie blasku
jaki powinny, wydawały się takie obojętne, puste...bez życia.
- Tak, zostaw mnie w spokoju, dalsza rozmowa ze mną nie jest
dla Ciebie dobra. - odpowiedziała mu pewnym głosem i tym
razem przechylając butelkę którą dał im barman wyszła z
lokalu chwiejnym krokiem.
Spojrzał na nią ten ostatni raz, blade, wychudzone nogi
wydawały się nadal seksowne, a ona, pijana, mająca go gdzieś,
taka przepełniona erotyzmem.
Chciał tu przyjść po to, żeby lepiej się poczuć, a tymczasem
teraz czuł się jak totalny wrak człowieka, mający ochotę
zamknąć się przed całym światem, na wieczność...
   

Ona:                                                         
Otworzyła szeroko drzwi podpierając się framugi aby nie
upaść.
Podbiegł do niej Taylor, perkusista, przyjaciel, chyba jedyny
jakiego miała, znali się jeszcze od podstawówki kiedy to
snuli marzenia o zespole. Marzenia...jedyne co człowiekowi w
pewnych sytuacjach pozostaje.
- Kotku, upiłaś się, skąd to masz? - wskazał palcem na
butelkę którą wciąż trzymała w dłoni, jednocześnie
podtrzymując ją w drodze do samochodu.
- Jakiś napalony szczeniak w środku mi posta...- nie
dokończyła zginając się w pół i wymiotując na chodnik.

Obudziła się z ogromnym bólem głowy nie pamiętając nic z poprzedniego wieczoru. 
Wysunęła nogi za wąskie łóżko rozglądając się dookoła. Jej pokój. Niczym nie pomalowane ściany z czerwonych cegieł, stare drewniane biurko, szafa i komoda. No i to twarde, niewygodne łóżko. Wsunęła na siebie wytarte, czarne jeansy i luźny szary T-shirt, który mimo tego że był czysty, dopiero wyprany, pachniał tytoniem.
Nagle poczuła niesamowity głód, lecz nie głód związany z nieprzyjmowaniem jakichkolwiek pokarmów od wczorajszego poranka. Tak naprawdę pragnęła wciągnąć porządną kreskę.
Otworzyła pierwszą szufladę biurka, całą opróżniając w oszukiwaniu małego woreczka, nic.
Druga, nic. Trzecia, pusto.
- Robert! - wydarla się i nie oczekujac na odpowiedź wparowała do pokoju brata.
- O cześć An - jego "koleżanka" leżąca na nim głupkowato się do niej uśmiechnęła.
- Daj mi pieniądze! - wydarła się nie zwracając uwagi na dziewczynę.
Nie dostała odpowiedzi,w pokoju unosiła się tylko cisza przerywana jego cichymi jękami.
- Niech Cię szlag! - wyszła trzaskając drzwiami. 
Zapukała cicho do pokoju Taylora.
- Wejdź.
 Uchyliła drzwi, chłopak oglądał telewizje. 
- Pożyczyłbyś trochę kasy? - spytała niepewnie, wchodząc do pomieszczenia.
 - Kotku, wiesz ze nie, nie mam, poza tym oboje wiemy na co to wydasz. 
Spójrz mi prosto w oczy - wyszeptał a ona posłusznie na niego spojrzała. 
Nie potrafiła kłamać. Nie jego.
- Potrzebuje tego Taylor, wiesz jak bardzo potrzebuje - wyjęczała niemalże z bólem. 
- A co z pieniędzmi za wczorajszy koncert?
 - Dostaliśmy tyle co kot napłakał i wszystko poszło na rachunki. 
Zostań tu, nie idź nigdzie - spojrzał błagalnym wzrokiem.
 - Proszę, Ann - musnął jej dłoń próbując ją złapać.
Nie było już czego, zamknęła za sobą drzwi i pospiesznie narzuciła na ramiona pierwszą, lepszą bluzę zgarniętą z wieszaka po drodze.
 - Kurwa jak zimno - rzuciła pod nosem wychodząc z magazynu zaadaptowanego na mieszkanie. Wyciągnęła z kieszeni własnoręcznie skręcone papierosy i odpalając jednego mocno się zaciągnęła.
 - Oby był w domu - wyszeptała rzucając to co zostało, przygniatając butem o ziemię.
Po paru minutach szybkiego marszu, momentami przechodzącego w trucht, a nawet bieg, stanęła przed wielka, żelazną bramą w  dzielnicy, w której mieszkali tylko posiadacze kont kończących się co najmniej sześcioma zerami, dzielnicy o której mogla tylko pomarzyć. Podeszła do budki z ochroniarzami.
 - Proszę powiedzieć panu Green, ze Ann ma do niego pilną sprawę.
 Ochroniarz zamknął okienko, chroniąc się przed chłodnym powietrzem aby po minucie znów je otworzyć. Lekko się uśmiechnęła.
 - Proszę, pan Green już na panią czeka.
 Szybko podbiegła do dwu drzwiowych drzwi gorączkowo pukając.
 Po chwili otworzył znany jej dobrze pięćdziesięciolatek, z szerokim, drwiącym uśmiechem na twarzy i lekko zaczerwienionymi oczami.
 - Kogo my tu mamy, dawno Cię nie było mój mały, opłacalny skarbie, czego
  chcesz? - przeszły ją ciarki, zwracał się tak do każdego
  klienta. Nienawidziła tego.
  - Kokainy, ale jest problem...
  - To go rozwiążemy maleńka, o co chodzi?
  - Nie mam pieniędzy.
  Spojrzał prosto w jej oczy, a ona już wiedziała.
  Położyła dłoń na jego rozporku mocno ją dociskając.
  - Nie kotku, tam - wskazał inny pokój na końcu którego siedzieli dwaj mężczyźni.
  - Dożylnie teraz, reszta tak jak zawsze. - wyszeptała. 
Usiadła na krześle w holu czekając, po paru minutach zjawił się, 
ze strzykawką i dwoma woreczkami.
- Wiesz co masz robić, to daje Ci teraz, jak chłopcy będą zadowoleni, 
to dostaniesz resztę i wszystkich tym sposobem uszczęśliwisz. - coraz szerzej się uśmiechając podał jej strzykawkę i cienką tasiemkę.
 Pospiesznie zawiązała ją na ramieniu wbijając igłę w rękę.
Poczuła natychmiastowa ulgę, wszystkie zmartwienia na chwilę poszły gdzieś w kąt.
Czuła się jak królowa wszechświata, jakby zaraz miała odlecieć, było tak dobrze, tak lekko, tak cholernie błogo. Weszła do pokoju z dwójką zupełnie obcych jej mężczyzn.


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 1

Ona:                                          
Stanęła przed lustrem i opierając dłonie o chłodną, metalową
szafkę wlepiła w nie wzrok. Podkrążone oczy, popękane usta, zmęczona cera o ziemistym odcieniu. 
W powietrzu można było wyczuć tani alkohol i dym wypalanych papierosów. Zaciągnęła się tym zapachem, 
który tak dobrze znała, zapachem tak bardzo jej bliskim. Kiedyś była piękna, niewinna, dobra, dziś w lustrze nikt nie dopatrzyłby się anioła. Upadła. "Upadły anioł" - tak, to dobre określenie. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie na tę myśl ostrożnie podciągając na wychudzonych nogach czarne podwiązki. 
- Już czas Anne - usłyszała za sobą wysoki, męski głos swojego brata i zarazem gitarzysty. Nic nie odpowiadając wyszła na małą scenę, jednego z wielu obskurnych klubów usytuowanych na obrzeżach Londynu. Pierwsze dotarły gwizdy, po nich krzyki z niemoralnymi propozycjami. Opuściła wzrok i zaczęła robić to, co potrafiła najlepiej, śpiewać. Jedyna rzecz której nigdy nie przestała kochać, jedyna rzecz bez której nie pozostawałoby jej nic innego jak śmierć.
   
W jednej chwili Ci, którzy traktowali jako obiekt seksualny,
obiekt pożądania zamilkli przytłoczeni jej niesamowitym
głosem. Po ostatniej piosence ściany małego klubu niemal
drgały od oklasków parunastu pijanych mężczyzn. Ukłoniła się i jak to miała w zwyczaju szybko ulotniła w garderobie.
- Dobra robota - usłyszała z ust swoich muzyków, ale pochwały kompletnie jej nie obchodziły. Weszła do toalety i drżącymi dłońmi wysypała biały proszek na brudny, niemyty od lat blat. Ze stanika wyciągnęła banknot i po zwinięciu wciągnęła narkotyk.
Może śpiew nie był jedyną rzeczą która jej pozostała? 
Miała jeszcze to, odskocznie od wszystkiego, po której 
czuła się niczym Bóg.
Wytarła nos i weszła przez garderobę z powrotem do klubu, tym razem w stronę baru. Wysokie szpilki stukały o duże, czarne kafle odbijając się echem od ścian, pomieszczenie jeszcze niedawno pełne, teraz zionęło pustka.
- Na koszt tamtego pana - poinformował ja barman podając
martini z oliwka.Odwróciła się we wskazaną stronę. 
Młody chłopak kompletnie nie pasujący do otoczenia w którym się właśnie znajdował szeroko się do niej uśmiechał.
- Oddaj to tamtemu panu i powiedz że takich sików nie piję. - odparła ostrym tonem.
Czekała na reakcję tak ciekawa tego co zrobi chłopak, był
zimowy wieczór, ona była naćpana, ale nie na tyle żeby nie
myśleć, a chłopiec do zabawy zawsze się przyda.
Usłyszała za sobą zbliżające się kroki, jego przyspieszony
oddech, był wyraźnie zaintrygowany.
- Dlaczego nie przyjęłaś drinka ode mnie? - zapytał z lekkim wyrzutem.
- Wolę mocniejsze trunki - odparła na co chłopak od razu
przywołał barmana, który spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Czystą poproszę.- nie liczyła się ze zdziwionym spojrzeniem do którego była przyzwyczajona.
 - My się w ogóle znamy? - odwróciła się z powrotem w stronę swojego rozmówcy.
- Harry- wyciągnął w jej stronę swoją, sporych rozmiarów dłoń.
Lekceważąc ten gest przechyliła kieliszek delektując się
palącą wnętrze ust cieczą.
- Twoje zdrowie, wiesz pewnie jak mam na imię.
A tak właściwie to czego ode mnie chcesz?


                                      
On:                                       
Przelotnie spojrzał na termometr narzucając na siebie grubą
marynarkę. W tej chwili nie obchodziły go trzy samochody
stojące w garażu, szybkim marszem przeszedł obok budki z
ochroniarzami i wyciągając z kieszeni papierosa z serii 
"na smutki" wsunął go między wargi jednocześnie zapalając. Mocno się zaciągnął delektując dymem wypełniającym jego płuca. Nareszcie poczuł we wnętrzu coś innego niż pustkę! Nie powinien palić, Zayn był uzależniony a wszyscy pozostali
mieli swego rodzaju niepisana umowę. Walić zasady! Zaciągnął się jeszcze mocniej. Na horyzoncie widocznym co chwilę między budynkami można było dostrzec zachód słońca. Było ciemno, ale nie na tyle żeby zapalić uliczne latarnie. Stojąc na światłach spojrzał na jedną z nich. "Sprzedam mieszkanie", "Kupię mieszkanie", "Korepetycje z...", ulotki które można było spotkać na każdym słupie na całym świecie...Jego uwagę przykula jedna, utrzymana w mrocznych klimatach, 
"Zapraszamy na koncert Anne Nachovsky"
Było coś w tym kawałku papieru...magicznego? Jakaś tajemnicza siła kazała mu przydeptać papierosa butem o brukowy chodnik i udać się na wskazany adres. Spojrzał na zegarek, koncert miał się zacząć o 19, dochodziła 18. 
Miał czas na zatopienie smutków w alkoholu, przecież jak łamać zasady to na całego! Klub byl inny niz te do których przywykł jako gwiazda światowego formatu. 
Obdrapane z farby ściany, wnętrze przepełnione zapachem alkoholu i potu, z maleńką sceną i jeszcze mniejszym
barem robiło to marne wrażenie. Właściwie to zbierało mu się na wymioty. Barman nie był zbyt rozmowny, widocznie nie trafił na osobnika niczym z Amerykańskich filmów, który potrafi wyciągnąć głównego bohatera z największych opresji. Szkoda. W godzinę wypił tylko dwie szklanki whisky 
dumając przy tym nad swoim życiem. Niby miał wszystko, ale tak naprawdę, to nie miał nic. Nagle, kiedy nikt się tego nie spodziewał na scenę wyszła ona.
Czarne rajstopy, czarna sukienka, pełne zmysłowe usta podkreślone czerwoną szminką.
Oblizał wargi przełykając ślinę. Zarzuciła brązowe, pofalowane włosy na plecy i tajemniczo się uśmiechnęła.
Lustrując wzrokiem widownię złożoną głównie z napalonych, tłustych, odrażających mężczyzn w średnim wieku. 
Jego tacy odrzucali a co dopiero pomyśleć musiała ona?
Taką kobietę nosiłby na rękach, codziennie rano wstawałby wcześniej żeby przywitać ją czułym pocałunkiem i śniadaniem do łóżka. Potrząsnął głową pełną loków próbując
wyrzucić z niej takie myśli. Patrzył na tę kobietę dopiero od minuty,miał wrażenie, jakby trwało to już wieki.
Z zamyślenia wyrwały go gwizdy, w tej chwili wstyd mu było za gatunek męski.
Lubił seks, nigdy tego nie ukrywał, był młody i nie stronił od wszelakich przyjemności, ale nigdy nie potraktowałby kobiety tak przedmiotowo. Spojrzał na nią, schyliła głowę i zaczęła śpiewać. A on, czuł się tak jak wtedy gdy pierwszy raz spróbował trawki. Niedopowiedzenie!
Czuł się jakby wypalił całe pole konopi. Targały nim już liczne emocje, ale chyba nigdy aż tak skrajne. 
Przygryzając dolną wargę słuchał oniemiały myśląc nad tym, 
jak słabym jest wokalistą.Posiadała głos anioła, 
albo diabła, musiała chyba zaprzedać duszę diabłu za taki głos.Śpiewając kołysała lekko biodrami w rytm muzyki za co pod koniec dostała dodatkowe oklaski. To koniec. 
Siedział oniemiały niczym w transie. Zamówił kolejną szkocką pijąc ją duszkiem. Czy można zakochać się od samego patrzenia, słuchania drugiej osoby? 
Nie czuł się tak dziwnie, tak przytłoczony emocjami od czasów XFactor. 
Oparł głowę o bar próbując zebrać wszystkie te myśli do kupy.
Dziewczyna znikła ze ceny pozostawiając po sobie niesamowitą pustkę.
- Zaraz to przyjdzie - usłyszał za sobą głos barmana, który wpatrując się w niego, najwidoczniej odczytał też wszystkie jego myśli.
- Ta pani zasługuje na Martini, na mój koszt poproszę. - wyjęczał niemal z bólem, skrywając twarz w dłoniach opartych na mocno sfatygowanym, drewnianym blacie.
Z zamyślenia wyrwał go tak dobrze znany mu dźwięk damskich szpilek stukających o podłogę. Odwrócił się do niej, stojącej po drugiej stronie baru i szeroko się uśmiechnął.
Chyba aż za szeroko.
 - Oddaj to tamtemu panu i powiedz że takich sików nie piję - usłyszał jej ostry ton.
Przez cale ciało przeszły go ciarki. Ten głos. 
Wstał i powolnym krokiem zbliżał się w jej stronę bezskutecznie próbując powstrzymać przyspieszony oddech.
- Dlaczego nie przyjęłaś drinka ode mnie? - zapytał z
wyrzutem, poirytowaniem, złością, smutkiem, a co
najdziwniejsze, z zaintrygowaniem w głosie. Żadna kobieta, tak go sobą nie zaintrygowała jak ta. 
Żadna kobieta wcześniej go nie odrzuciła. Nie jego, 
nie Harrego Styles'a!
- Wolę mocniejsze trunki - odparła na co on od razu
przywołał barmana, który spojrzał na nią pytającym
wzrokiem. Zazwyczaj kobiety z którymi się spotykał piły
drinki, lub wino, zazwyczaj słodkie, jak one wszystkie, za
słodkie.
- Czystą poproszę.- odparła na co on posłał jej zdziwione spojrzenie.
- My się w ogóle znamy? - odwróciła się z powrotem w jego
stronę, wbijając wzrok wprost w niego. Zielone oczy, piękne
oczy, drugie rzęsy obficie podkreślone tuszem.
- Harry- wyciągnął w jej stronę dłoń.

Lekceważąc ten gest przechyliła kieliszek zachowując
pokerowa twarz. Był pod wrażeniem.
- Twoje zdrowie, wiesz pewnie jak mam na imię. A tak
właściwie to czego ode mnie chcesz?

_______________________________________________

Hmmm...tych co czekali przepraszam że trwało to tak długo.
Właściwie to miałam już większość napisaną, ale że część pisałam na komórce to polskie znaki, drobne poprawki itp. trochę to wszystko się opóźniło. Jak widzicie opowiadanie będzie pisane ze strony dwóch osób, chociaż nie wiem czy zawsze :P Z tego pierwszego rozdziału jestem tak sobie zadowolona, ale mam nadzieję jakoś to rozkręcić i dodawać rozdziały regularnie :) 
 


niedziela, 16 grudnia 2012

Prolog

Jej bezwstydne spojrzenie paliło jego skórę, przepełniony
seksualnością wzrok przyciągał do siebie niczym zakazany
owoc. Rzucała mu wyzwanie. Była niereformowalna, dzika, ale
jednocześnie przesłodzona do granic możliwości. Spojrzał
głęboko w jej zielone, kocie oczy, podkreślone grubą kreską
eyelinera. Podszedł do niej na niebezpiecznie bliską
odległość delikatnie muskając czubkiem palców jej dłoń,
niepasującą do perfekcyjnej całości. Duża, z dziesiątkami
przebiegających przez nią grubych żył, wydawała się taka
silna, wręcz męska gdyby nie pomalowane czerwonym lakierem
paznokcie.
Chłopak omiótł ją wzrokiem od góry do dołu.
Obcisła, czarna sukienka idealnie opinała się na ciele
uwydatniając dodatkowo kobiece kształty.

Przymknął powieki i stał tak nieruchomo w obawie przed
niechybną śmiercią w obliczu anioła.
Na policzku poczuł jej gorący, słodki oddech. Uchylił
powieki, stała tak blisko. Jej pełne, wilgotne, wargi tak
porażająco blisko jego twarzy...